Centrum Europejskie - Europe Direct - Szczecin

Malta u sterów Rady Europejskiej

1 stycznia 2017 prezydencję w Radzie Europejskiej przejmuje Malta, z ministrem ds. Zrównoważonego Rozwoju oraz Środowiska i Zmian Klimatycznych José Herrera na czele. Położone na wyspach państwo jest trzecim i ostatnim spośród sprawującej 18 miesięczną prezydencję trójki, w skład której chodzą Holandia i kończąca swoją obecną kadencję Słowacja. Malta zamierza przede wszystkim wrócić uwagę europejczyków na problem migracji.

Co 6 miesięcy kolejne państwo członkowskie przejmuje rotacyjną prezydencję w Radzie Europejskiej. Państwa członkowskie, które mają kolejno sprawować prezydencję, ściśle ze sobą współpracują w 3-krajowych grupach. System ten został wprowadzony w 2009 r. traktatem lizbońskim. Każda grupa 3 państw wyznacza długofalowe cele i przygotowuje wspólny program tematów i ważnych spraw, którymi Rada będzie się zajmować przez 18 miesięcy. Na podstawie tego programu każde z 3 państw opracowuje własny, bardziej szczegółowy program 6-miesięczny. W tym okresie przewodniczy posiedzeniom tej instytucji na wszystkich szczeblach, pomagając zapewnić ciągłość prac UE. Obecna grupa składa się z prezydencji holenderskiej, słowackiej i maltańskiej.

Poniżej zamieszczamy rozmowę przeprowadzoną przez portal EurActiv.pl z ambasador Malty w Polsce Natashą Meli Daudey, na temat tego, czego możemy się spodziewać w ciągu najbliższych 6 miesięcy:
Spodziewamy się, że Malta potraktuje południowe sąsiedztwo UE dużo bardziej priorytetowo niż ustępująca prezydencja Słowacji. Czego możemy się spodziewać po prezydencji maltańskiej?
Nasza prezydencja przypada na bardzo ciekawy i złożony okres dla UE. Unia jest teraz na rozdrożu; na rozdrożu, którego nikt się nawet nie spodziewał rok temu. Nasze priorytety musiały zostać zmienione, by lepiej odpowiadać tym wyzwaniom, z którymi będziemy musieli się zmierzyć.
Na początku mieliśmy trzy priorytety — migracja, Morze Śródziemne i sprawy morskie. Ale nawet Morze Śródziemne musiało zostać rozszerzone jako priorytet na obszar relacji z unijnym sąsiedztwem. Ale nie możemy też zapominać o sąsiedztwie wschodnim, które tworzy dla UE szczególne wyzywania.
Oczywiście, jako że pochodzimy z samego środka Morza Śródziemnego, będziemy więcej uwagi poświęcać sprawom śródziemnomorskim — to nasza rzeczywistość. Ale dziś to też sprawy ważne dla całej UE. Cała Unia odniesie korzyść z ustabilizowania sytuacji w Libii.
Zresztą, nie tylko Unia. Libia w pewnym momencie była na krawędzi stania się państwem upadłym. Jej upadek wywołałby efekt domina w krajach sąsiednich — Libii i Tunezji. Libia nadal jest w ciężkim położeniu, co ma polityczne i gospodarcze reperkusje dla całego regionu i naszego sąsiedztwa. Nie możemy patrzeć na tę sytuację tylko w kategoriach politycznych. Dochodzą tutaj również kwestie bezpieczeństwa, kwestie migracyjne…
Łączy się to z naszym ogólnym podejściem do prezydencji. Chcemy patrzeć na wyzwania z każdej strony.



Co konkretnie planujecie w kwestii Libii?
Oficjalnie nie możemy Libii nic narzucić. Trwa tam proces pokojowy pod egidą ONZ. Biorąc pod uwagę nasze tradycyjnie dobre relacje z Libią, staramy się go wspierać jak tylko możemy.
Kiedy uzyskaliśmy niepodległość w 1964 r. nasz ówczesny premier powiedział na forum Zgromadzenia Ogólnego, że będziemy mostem. Uważam, że przez całą naszą niepodległą historię faktycznie byliśmy takim mostem: między Północą a Południem, między Europą a południowym wybrzeżem Morza Śródziemnego… Jesteśmy Europejczykami, ale bardzo śródziemnomorskimi; mówimy językiem, który jest mieszanką języków semickich, angielskiego i włoskiego; jesteśmy katolikami, ale na Boga mówimy „Alla”, tak więc jesteśmy w bardzo dobrej pozycji, by rozumieć wszystkich i znajdować rozwiązania.
Ale powtarzam, niczego nie możemy narzucać, a rozwiązanie tej sytuacji musi wyjść od samych Libijczyków. Możemy ich tylko wspierać w znajdowaniu wspólnego rozwiązania.



Czy spodziewa się Pani utworzenia nowych narzędzi i form pomocy, jakie UE mogłaby zaoferować Libii i innym państwom Afryki Północnej? Czegoś w rodzaju Partnerstwa Wschodniego dla Południa?
Należy bardzo uważać, by z niczym się nie narzucać. Pracujemy w sferze, gdzie musimy czekać, aż to oni przyjdą do nas z propozycjami, do których możemy się później dostosowywać. Jako Malta jesteśmy częścią Dialogu 5+5. Ten format rozmów działa prawdopodobnie najlepiej w tym regionie, jako że Unia na rzecz Regionu Morza Śródziemnego jest zbyt liczna, a inne formy współpracy także nie działają najlepiej.
Jeżeli zaś chodzi o konkretne narzędzia, to nie mamy w planach nic takiego. Ale wciąż dyskutujemy – dwa tygodnie temu miało miejsce kolejne spotkanie między naszym rządem a libijskim. Raz jeszcze chcę podkreślić, że jesteśmy po to, by słuchać i pomagać. Już to zresztą robimy przy okazji szkoleń dla libijskich pograniczników, a także funduszy, którymi wspieramy południowych sąsiadów.
Te działania będziemy promować. Sądzę, że będzie nimi zainteresowana cała UE, jako że pomogą rozwiązać takie problemy jak kryzys migracyjny, ale także poprawią poziom rozwoju i bezpieczeństwa w krajach pochodzenia imigrantów.



A co z wewnątrzunijnymi działaniami wobec migrantów? Wspólna polityka azylowa bardzo potrzebuje reformy i dostosowania jej do nowej sytuacji. Przy tak różnych interesach narodowych i punktach widzenia państw członkowskich, czy sądzi Pani, że Malta będzie w stanie tutaj przedstawić jakieś konkretne propozycje?
Cóż, mamy taką nadzieję. W ciągu ostatnich lat przybyło do nas wielu nielegalnych imigrantów i jeżeli ostatnio jest ich mniej, to dzięki Operacji Sophia i innym programom realizowanym w regionie. Wciąż przyjmujemy wielu uchodźców: w tym roku było ich prawie 500, więc proporcjonalnie do liczby ludności to tak, jakby Polska przyjęła prawie 170 tys. osób.
Liczby są więc wysokie. My, jako państwo na pierwszej linii frontu, szczególnie poczuwamy się do odpowiedzialności za znalezienie rozwiązania. Ale uważamy również, że jest to również potrzeba obywateli UE, zwłaszcza w najciężej doświadczonych państwach. Nie możemy już sobie pozwolić na bierne trwanie. Musimy coś zrobić.
Jak Pan słusznie zauważył, w UE są podziały. I największym wyzwaniem naszej prezydencji będzie znalezienie kreatywnego rozwiązania, które poprą wszyscy. Nasz premier już odbył serię wizyt w stolicach państw członkowskich, w tym w Polsce, a propozycje są debatowane na poziomie politycznym. Ale rozwiązanie będzie wymagało wiele kreatywności: jak powiedział Einstein, nie ma sensu próbować tych samych działań, licząc na inny efekt.



Ale czy będziecie w stanie znaleźć takie rozwiązanie, które faktycznie będzie wprowadzone we wszystkich krajach, w przeciwieństwie do poprzednich propozycji?
Sprawienie, by kraje członkowskie respektowały swoje zobowiązania będzie naszym największym wyzwaniem. Nie mogę na razie powiedzieć, że rozwiązanie będzie takie lub takie. Ale potrzebujemy wyników, potrzebujemy przełamać trwający impas. Wiem, że nasi przywódcy rozważają pewne twórcze pomysły, które sprawią, że wszyscy wezmą na siebie sprawiedliwą część obowiązków, w przeciwieństwie do obecnej sytuacji.



Co Pani sądzi o formach solidarności w kryzysie migracyjnym innymi niż redystrybucja? Czy uważa Pani, powiedzmy, wsparcie finansowe jako odpowiednią alternatywę dla przyjęcia uchodźców?
Cóż, oczywiście redystrybucja byłaby idealnym rozwiązaniem, ze 160 tys. ludźmi sprawiedliwie rozdzielonymi między poszczególne państwa członkowskie. Niestety, tego rozwiązania nie udaje się wprowadzić w życie, a mijają już dwa lata od jego zaproponowania przez Komisję Europejską. Teraz wyzywaniem będzie lepsza redystrybucja tych 160 tys. osób i upewnienie się, że każdy weźmie na siebie odpowiednią ich część. Relokacja powinna nastąpić, ale być może niektóre kraje będą mogły uczestniczyć w tym procesie w inny sposób.
Byłby to kolejny wyraz „efektywnej solidarności”, pomysłu promowanego przez Słowaków. Byliśmy bardzo zadowoleni, że spróbowali znaleźć kompromis, to był bardzo ważny krok, choć nie jesteśmy jeszcze u celu i pozostało wiele do zrobienia.
Nie wiem, jaki kształt ostatecznie przybierze rozwiązanie, ale najważniejsze, by między chwilą obecną a końcem czerwca zebrać się wspólnie i wypracować kilka możliwych rozwiązań. Ale państwa członkowskie powinny także okazać trochę elastyczności w swoim podejściu do tego, jak mogą pomóc.



Przenieśmy się na moment na północ. Migracja była ważnym elementem kampanii przed Brexitem, a to właśnie Malta będzie przewodniczyć Radzie w momencie planowanego terminu rozpoczęcia negocjacji wyjścia Wlk. Brytanii z UE. Jakie jest Pani nastawienie jeszcze przed startem tych rozmów? Czy sądzi Pani, że w ciągu tych dwóch lat uda się doprowadzić do łagodnego Brexitu?
Oto jest pytanie. Myślę, że kiedy wpisywano limit tych dwóch lat do Traktatu, to nikt nie spodziewał się, że ta procedura będzie kiedykolwiek wykorzystana.
Wszystko będzie zależeć od brytyjskich propozycji, od tego, czego będą oczekiwać. Jako Malta, jasno dawaliśmy do zrozumienia, że oczywiście żal nam z powodu ich decyzji. Uważamy, że Wlk. Brytania powinna dostać sprawiedliwe warunki, ale mniej korzystne od warunków dla członków UE, jeżeli chodzi o przywileje i obowiązki – w przeciwnym razie stanowiłoby to bardzo zły sygnał. Cała dwudziestka siódemka jest tu zgodna.
Problemy pojawią się, że jeżeli Wlk. Brytania będzie chciała podejść wybiórczo do kwestii czterech wolności. Mamy tu bardzo silną opinię: albo bierze się je wszystkie, albo nic. Nie można mieć dostępu do wspólnego rynku bez zapewnienia naszym obywatelom swobody przemieszczania się. Ze strony politycznej to będzie kwestia, która ma największe szanse na przeciągnięcie dyskusji. Ze strony technicznej natomiast rozmowy może spowolnić sama liczba umów i porozumień, przez które trzeba będzie przejść.
Być może dwa lata nie wystarczą, ale kto wie? Wszystko zależy od tego, o co poproszą i jaki rodzaj negocjacji będzie prowadzony.



Jak już jesteśmy przy kwestii czterech swobód: ostatnie lata ukazały rosnące znaczenie danych, zarówno od strony prywatności, jak i rynkowej. Rozważa się nawet uznania swobody przepływu danych za piątą swobodę. Czego możemy spodziewać się od Malty w tym temacie? Czy uda się wam zrobić więcej dla stworzenia wspólnego rynku cyfrowego niż udało to się waszym poprzednikom?
Jesteśmy zdeterminowani, by tak było. Ale wie Pan, jest różnica między determinacją a faktycznym osiągnięciem. Mimo to mamy determinację tym silniejszą, że Europejczycy nie uważają już projektu integracji europejskiej za atrakcyjny. A te kwestie dotykają mieszkańców bezpośrednio. Jeżeli udałoby się osiągnąć przynajmniej tutaj sukces, moglibyśmy sprawić, że eurosceptycy w każdym kraju, w tym w Wlk. Brytanii, stwierdziliby, że jest sens w utrzymaniu UE przy życiu i wspieraniu jej rozwoju.
Bądźmy szczerzy, większość naszych obywateli zapomniała już, jak było przed Schengen. Dostrzegamy też korzyści ze strefy euro, z programu Erasmus… Nasi mieszkańcy zapominają o wszystkich pozytywnych zmianach wprowadzonych przez UE. Pora na kolejne przypomnienie, więc mamy nadzieję, że sfinalizujemy nowe przepisy dotyczące geoblockingu, roamingu, sieci bezprzewodowych, a także pakiet energetyczny i inne przepisy dotykające bezpośrednio obywateli. Już pora na to.
Wszyscy mamy nasze własne, narodowe interesy, sprawy, które chcemy omówić, ale mamy także odpowiedzialność. Musimy zrozumieć, że jeżeli teraz niczego nie osiągniemy, stracimy zainteresowanie obywateli. A w 2017 r. przed nami wybory w Holandii, Francji i Niemczech.
W kampaniach wyborczych we wszystkich tych państwach ważną rolę grają, naturalnie, kwestie krajowe. Ale jesteśmy świadomi, że pojawiają się także wątki europejskie. Część opozycji wykorzystuje antyunijną propagandę, by wygrać wybory.
Dlatego też bardzo nam zależy na osiągnięciu sukcesu w rozwijaniu wspólnego rynku cyfrowego i apelujemy do naszych partnerów, by nie zapominali na jak ważnym rozdrożu jesteśmy.



Wracając do kwestii śródziemnomorskich, cypryjski prezydent Nikos Anastasiades prowadzi negocjacje, by zjednoczyć wyspę. Jak duża jest szansa, by stało się to w trakcie maltańskiej prezydencji?
Mamy na to bardzo dużą nadzieję. Zawarliśmy to nawet w naszym programie prac.
Rozumiemy bardzo dobrze Cypryjczyków, uważamy ich prawie za naszych kuzynów. Też są wyspą, jesteśmy bardzo blisko siebie w sensie geograficznym, mamy bliskie relacje, należmy do brytyjskiej Wspólnoty Narodów, jesteśmy podobnych rozmiarów i mamy podobne cele.
Cypr poniósł dużą stratę, kiedy część tego państwa się oderwała. Bylibyśmy więc niezwykle szczęśliwi, mogąc zobaczyć go powtórnie zjednoczonego.



A jak Pani ocenia bieżącą sytuację w Grecji? Jako członek strefy euro, czy Malta ma sposób, by pomóc Grekom rozwiązać problem ich ogromnego długu?
To bardzo trudne pytanie. Pomagaliśmy Grekom, byliśmy częścią programu pomocowego, ale teraz, mówiąc bardziej jako obywatelka niż ambasador, najsmutniejsze jest to, że Grecy nie mają się dziś czym pocieszyć. A ci, którzy muszą płacić nowe podatki i inne opłaty mają poczucie wielkiej niesprawiedliwości.
Z drugiej strony, jako wierzyciel Grecji liczymy na poprawę sytuacji, chcemy jeszcze bardziej pomóc Grecji. A najlepiej byłoby, gdyby jeszcze udało się nam odzyskać pieniądze.
Bardzo ciężko jest znaleźć wyjście z tej sytuacji. Oczywiście rozumiemy Greków, którzy mają poczucie, że UE nie może znaleźć rozwiązania ich sytuacji, sytuacji migracyjnej… Spojrzałabym na tę sprawę nie z perspektywy ekonomicznej, ale z politycznej. Musimy pokazać Grekom, że UE cały czas się o nich troszczy, że ciągle ma znaczenie.



A co Pani sądzi o umowie z Turcją w kwestii właśnie migracji? Czy utrzyma się ona przez sześć miesięcy Waszej prezydencji?
Mamy taką nadzieję, tak jak mamy nadzieję, że nie odbiją się na niej niefortunne wydarzenia w Turcji. Umowa działa, ulżyła Grecji i powstrzymała wielkie fale migracyjne. Mamy również nadzieję, że uda nam się powtórzyć sukces tej umowy z innymi partnerami, by osiągnąć podobny sukces w przypadku szlaku migracyjnego przez centralne Morze Śródziemne.



W tym przypadku sprawa jest jednak trochę inna. Tak, jak przez Turcję przede wszystkim wiódł szlak dla uchodźców, tak przez środkowe Morze Śródziemne przeprawia się więcej migrantów ekonomicznych. Czy uważa Pani, że istnieje potrzeba stworzenia uogólnionej wersji umowy z Turcją, by łatwo i szybko móc ją oferować innym krajom w celu powstrzymania fal migrantów?
Tak, bardzo duża.
Na odcinku centralnym mamy część osób, które spełniają warunki objęcia ochroną międzynarodową, głównie z Erytrei i Somalii. Ale jak Pan słusznie zauważył, przybywa też do naszych brzegów wielu ekonomicznych migrantów. Problem polega na tym, że nie możemy ich odsyłać, jeżeli nie mamy wystarczającej współpracy ze strony ich krajów pochodzenia. A mówiąc z maltańskiego doświadczenia, jest tak w bardzo wielu przypadkach.
Do pewnego stopnia, z takim krajami pochodzenia potencjał na współpracę jest większy. Są one bardziej stabilne, jest tam pracujący rząd, więc, zaczynając od nadchodzącego szczytu w Valettcie, chcemy spojrzeć na tę kwestię bardziej przekrojowo.
Ci ludzie porzucają swoje kraje, bo szukają lepszej przyszłości. Niektórzy nie mają nic do stracenia. Potrzebujemy więc pomóc krajom pochodzenia rozwinąć się, tworzyć tą lepszą przyszłość dla swoich mieszkańców. W przeciwnym razie nawet jeżeli uda się ich odesłać, to będą próbowali ponownie.
Nie możemy także zapominać, że w nadchodzących latach Afryka doświadczy ogromnego boomu demograficznego. Jeżeli nic nie zrobimy, to fale migracyjne będą jeszcze większe.
Już zaczęliśmy rozwijać dobre stosunki z niektórymi państwami, na przykład z Nigrem i Nigerią. To krok w dobrym kierunku.



Przechodząc z kwestii miękkiego do twardego bezpieczeństwa, czego możemy się spodziewać ze strony Prezydencji Malty w kwestii nowych zasad współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa i obronności?
Jako Malta jesteśmy tutaj w delikatnej sytuacji. Jesteśmy państwem neutralnym, co jest zagwarantowane w naszej konstytucji. I nie jesteśmy jedynym takim państwem w ramach UE. Rozumiemy wymogi obecnych czasów, konieczność łączenia naszych zasobów, nie chcemy być wyłączeni z tych rozmów, ale zawsze prosimy, by nie zapominać o neutralności Malty i innych państw. Będziemy wspierać wszystkie propozycje, które znajdą wystarczające poparcie, ale same te kwestie nie są w naszym programie roboczym. Ale wie Pan jak to jest: mamy ten program roboczy, ale on się zawsze bardzo zmienia między początkiem a końcem prezydencji. Nigdy się nie wie zawczasu, co się stanie w ciągu tych sześciu miesięcy, co stanie się nowym priorytetem. Mimo to, uważamy, że w tych kwestiach dyplomacja powinna pozostać pierwszym wyborem.
 


Żródło: http://www.euractiv.pl/section/instytucje-ue/interview/jaka-bedzie-prezydencja-malty/
Udostępnij
Sekretariat ds. młodzieży województwa zachodniopomorskiego
Europedirect Szczecin


 


 

Fundusze Unijne w Szczecinie

Korzystając z naszej strony, danymi osobowymi, które przetwarzamy mogą być, np. dane pozyskiwane na podstawie plików cookies lub podobne mechanizmy zapisywania informacji w urządzeniach Użytkowników, o ile pozwolą one na zidentyfikowanie Ciebie. Więcej informacji na temat zakresu danych osobowych oraz cookies znajdziesz w załączonym dokumencie . Szczegóły znajdują się w Polityce Prywatności.

Akceptuję pliki cookie na tej stronie.