Obowiązkowe oznakowanie kraju pochodzenia ma się przyczynić według europosłów do poprawy bezpieczeństwa produktów na unijnym rynku. Jednak część państw członkowskich obawia się, że przepisy nadmiernie przytłoczą firmy obciążeniami administracyjnymi. Parlament Europejski przyjął 15 kwietnia kontrowersyjne przepisy o obowiązkowym oznakowaniu kraju pochodzenia wszystkich towarów w Unii Europejskiej. Z tego obowiązku wyłączona będzie jedynie żywność.

Obecnie oznakowanie kraju pochodzenia danego produktu (np. popularne metki „Made in…” na ubraniach) jest dobrowolne na terenie UE - Firmy mogą znakować w ten sposób swoje towary, ale nie są do tego zmuszane przez prawo.

Europosłowie zgodzili się z opinią Komisji Europejskiej, która rok temu (13 lutego 2013 r.) przygotowała projekt nowych przepisów, że obowiązek oznakowywania kraju pochodzenia pozwoli na lepszy nadzór produktów na unijnym rynku. Lepszy nadzór z kolei przyczyni się do zwiększenia bezpieczeństwa konsumentów.

Nowe regulacje

Obecnie bowiem nie można zidentyfikować kraju pochodzenia w przypadku ok. 10 proc. produktów wychwyconych przez unijny system ostrzegania o niebezpiecznych produktach RAPEX (TUTAJ). Według europosłanki Christel Schaldemose (S&D, Dania) zwiększenie transparentności pochodzenia towarów ułatwi eliminację zagrożeń dla konsumentów na unijnym rynku.

By poprawić bezpieczeństwo konsumentów, europosłowie przyjęli dziś również przepisy zaostrzające kary dla firm, które notorycznie łamałyby przepisy dotyczące bezpieczeństwa konsumentów. PE wezwał również Komisję Europejską, by ta stworzyła „czarną listę” takich firm oraz ogólnoeuropejską „bazę danych urazów, których doznali konsumenci z winy niebezpiecznych produktów”.

Posłanka-sprawozdawczyni projektu lepszego oznakowania produktów Sirpa Pietikäinen (EPL, Finlandia) stwierdziła, że „ogólnoeuropejski system nadzoru nad towarami poprawi bezpieczeństwo wszystkich Europejczyków. Te przepisy, mimo że same w sobie nie tworzą całego takie systemu, to są krokiem w dobrym kierunku” – dodaje eurodeputowana.

Przed przyjęciem nowych przepisów rządy Niemiec i Wlk. Brytanii (odpowiednio pierwszej i trzeciej największej gospodarki w UE), jak również wielu europosłów w trakcie debaty na nowymi przepisami, sprzeciwiało się zmianom w zasadach oznaczania towarów, argumentując, że „zwiększy to ilość papierkowej roboty dla firm”, podwyższając tym samym ich koszty działalności. Nowe przepisy są postrzegane jako „protekcjonistyczne i sprzeciwiające się zasadom wolnego rynku”.

Południowcy za nowymi przepisami

Jednak nie wszyscy podzielają tę opinię. Kraje śródziemnomorskie - szczególnie Francja, Hiszpania, Włochy - i przedsiębiorstwa stamtąd liczą na to, że nowe przepisy pomogą w walce z tanimi podróbkami z Chin czy Indii. Wiele z europejskich firm produkujących nagminnie podrabiane dobra luksusowe pochodzi z tych państw, co może tłumaczyć ich poparcie dla nowych przepisów.

Fabio Aromatici z Assocalzaturifici, włoskiego zrzeszenia producentów obuwia, stwierdził, że nowe przepisy pomogą przedsiębiorcom lokalnym i wesprą unijny przemysł. „Oznakowanie ‘Made in…” jest prawem konsumentów – powinni wiedzieć, skąd konkretnie pochodzi towar, który kupują” – podkreśla Aromatici.

Negocjacje z Radą w sprawie tych przepisów podejmie już nowy Parlament Europejski, który zostanie wyłoniony w majowych wyborach. Będzie jednak stało przed nim trudne zadanie, jako że prawie dekadę temu, w 2005 r., bardzo podobne przepisy zostały zablokowane właśnie przez Radę UE. Najbliższe miesiące pokażą, czy lata kryzysu zmieniły zapatrywanie państw członkowskich na tę sprawę.

Źródło: Euractiv.pl